Przez ostatnie trzy tygodnie całe miasto spowite było dymem. Gdziekolwiek się nie spojrzało, wszystko przesłaniała szara mgła. Widoczność w niektóre dni ograniczona była do kilku kolejnych budynków. Przez cały ten czas nie było słońca, gdyż nie było ono w stanie przebić się przez zadymienie.
Było szaro i buro. Efekty węchowe nie dorównywały wizualnym, ale mimo wszystko podczas oddychania czuć było, że coś jest nie tak. Zdecydowanie więcej osób zaczęło nosić maseczki antysmogowe. Tutaj można je kupić nawet w sklepie spożywczym, a wtedy, gdy wskaźniki zadymienia są wyższe niż zazwyczaj, rozdają je za darmo w wielu miejscach.
Punktem kulminacyjnym było zamknięcie większości publicznych szkół w całym kraju, aby dzieci nie musiały wychodzić z domu. U Piotrka w pracy pojawiła się informacja o możliwości pracy z domu, która w normalnych warunkach nie jest dozwolona.
O co chodzi z tym dymem? My również byliśmy tego ciekawi, dlatego staraliśmy się zasięgnąć informacji tam, gdzie nadarzyła się okazja – w pracy, w sklepie, w grabie (tutejszym uberze). Okazało się, że jest to powtarzalne zjawisko – dym pojawia się zawsze na przełomie sierpnia i września, czasem trochę wcześniej, czasem później jak w tym roku. Są dwie teorie wyjaśniające jego pochodzenie – jedna mówi o nielegalnym wypalaniu pól ryżowych, druga drzew, jedna o Sumatrze jako miejscu pochodzenia dymu, druga o Borneo. Spotkaliśmy się również z opiniami, że proces wypalania wcale nie jest nielegalny… Nigdy nie ma jednej odpowiedzi, kiedy źródeł informacji jest kilka i nie są one potwierdzone. Z drugiej strony najrozsądniejszym pomysłem wydaje się pytać o takie zjawiska ludzi, którzy muszą sobie z nimi radzić co roku.
Jakby nie było skala zjawiska nas mocno przeraziła. Jeśli to rzeczywiście jest legalne, to wydaje się być jakimś nieporozumieniem.
Na szczęście wskaźniki zadymienia wracają do normy, można będzie spędzać czas poza domem i znowu podróżować po kraju!